wtorek, 25 listopada 2014

Kuchnia Anglii moim okiem

Znacie ten kawał o stereotypach?

Hell is where the police are German, the mechanics French, the chefs British, and it is all organized by Italians.

Piekło to miejsce, gdzie Niemcy są policjantami, Francuzi mechanikami, Brytyjczycy kucharzami, a wszystko jest zorganizowane przez Włochów. 



Tematem dzisiejszego wpisu jest kuchnia w Anglii, a wpis powstał w ramach akcji "W 80 blogów dookoła świata". W tym miesiącu tematem przewodnim jest kuchnia w różnych krajach świata, dlatego też zapraszam do wczytywania się także w inne kultury - linki do pozostałych blogów biorących udział w akcji znajdziecie na dole wpisu. Tylko proszę, pozostałych wpisów nie czytajcie o głodzie ;) ! (choć zagadnienie jest szerokie i z pewnością nie przeczytacie tylko o potrawach)





Wracając do kawału - kto był w Anglii mógł się przekonać czy stereotyp dotyczący ich kuchni jest prawdziwy. Dzisiaj napiszę kilka słów z własnego doświadczenia, a więc bardzo subiektywnie :) 

Po moich kilku pobytach w 'kraju Shakespeare'a', z przykrością podpisałabym się pod treścią powyższego dowcipu. Za każdym razem wracając do Polski, cieszyłam się tym (oprócz kilku innych, ważniejszych kwestii), że znów będę jeść smacznie!

Opiszę dziś kilka produktów i potraw, które dla mnie były nietrafione. 
Będę narzekać!

      Źródło zdjęć: 1,2,3,4, J.Smalec

1. W mojej pierwszej pracy w Anglii pracownicy mieli dostęp do posiłków przyrządzanych przez 'kucharza'. Szczęśliwi ci, którzy mieli czas i możliwości przygotowywać sobie obiady sami! Z powtarzalnego menu, pamiętam przede wszystkim fish and chips (ryba z frytkami) w poniedziałki, kawałki pizzy (niczym ze sieci Big City Pizza) i tragiczną fasolkę. Był też niesmaczny makaron z pomidorowym sosem i zupa, której ja i moi współtowarzysze nie odważyliśmy się spróbować (uwieczniona na zdjęciu!) ;D Serwowane były też obierki z ziemniaków (ziemniaki w Anglii je się w całości;) - trochę grubsze niż te, które my produkujemy obierając ziemniaki. Tych niestety ;) nie miałam okazji skosztować..

2. Podstawowym produktem, za którym tęskniłam podczas każdego wyjazdu był chleb. Wszędobylskie chleby tostowe i jasne i ciemne przejadły mi się na maxa. Jedyny chleb, który mi smakował przypominał raczej nasze bułki, a skórkę miał twardą (ukrojenie kromki było wyczynem).

3. Kotletów, typu schabowy, nie jadłam ani razu. Wykluczając jedynie kotlety panierowane z kurczaka, które zrobiłam sama. Problem miałam z kupnem bułki tartej - poszukiwania w marketach okazały się daremne i skończyłam na tarciu chlebo-bułki, o którym pisałam wyżej ;)  

4. Woda z kranu nie nadaje się do picia bez przegotowania. Mimo, że oficjalnie można pić i niektórym nic nie jest, osoby z wrażliwymi żołądkami mogą mieć problemy.

5. Mój drugi pobyt w Anglii pod względem kulinarnym upłyną na fast foodach i gotowym jedzeniu kupowanym w marketach. Zamawiane były też ryby ze smażalni i chińskie jedzenie (prosto od Chińczyka). Tak odżywiała się rodzina, z którą mieszkałam. Nie muszę pisać o tym jak 'smaczne' i zdrowe jest takie jedzenie, bo teraz u nas coraz popularniejsze są takie gotowe produkty (choć jeszcze nie tak bardzo rozpowszechnione jak tam).

6. Moim anty-faworytem często spotykanym w domach Anglików są pork pies /pɔːk paɪ/  - małe ciasta/babeczki nadziewane mięsem wieprzowym jedzone na zimno. Do kupienia w marketach ze stosowną dawką chemii. Mają swoich zwolenników i przeciwników. Ja zaliczam się do tych drugich :)

7. Słynnym deserem w Wielkiej Brytanii jest trifle /ˈtraɪ.fl̩/. Układany warstwowo, z owocami, biszkoptem, galaretką owocową, na wierzchu z sosem custard (odpowiednik polskiego budyniu) i bitą śmietaną. Najpopularniejszy jest kupny, ale mi dane było spróbować również domowej roboty. Nie zachwycił mnie jednak, ale może dlatego, że nie jestem amatorem słodkości, a może akurat trafiłam na średniego 'kucharza'.. 

To nie tak, że nic, a nic mi w Anglii nie smakowało (owszem jedzenie w fast foodach jest zawsze na wysokim poziomie;). Po prostu skupiam się na negatywach ;)  - które zresztą, w ogólnym rozrachunku, przeważały. 


Niech uzupełnieniem i zakończeniem wpisu będzie kilka wyrażeń związanych z kuchnią. 

1. Too many cooks spoil the broth. - Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.
cook - kucharz
chef - szef kuchni
cooker - kuchenka
2. Cook the books - fałszować konta bankowe, defraudować pieniądze
3. To simmer down (ph. v.) - uspokajać się, wyciszać emocje 
to simmer - gotować na wolnym ogniu
4. to boil over (ph.v.) - wrzeć, kipieć ze złości
to boil - gotować na wodzie
5. half-baked idea - niewydarzony, nieprzemyślany pomysł 
half-baked - niedopieczony
half-cooked - niedogotowany



Odnośniki do pozostałych uczestników akcji:

Chiny:
Biały Mały Tajfun Baixiaotai - 12 potraw Yunnanu

Francja:
Love For France - Boeuf bourgignon
Francuskie (i inne) notatki Niki  -  Kuchnia francuska - moja osobista lista "pięciu przebojów"

Hiszpania:
Hiszpański na luzie - Czosnek w kuchni hiszpańskiej

Holandia:
Język holenderski - pół żartem, pół serio: Holenderska kuchnia

Niemcy:
Blog o języku niemieckim - Dziwne niemieckie dania.
Willkommen in Polschland - Kuchnia niemiecka a sprawa polska
Niemiecka Sofa - Kuchnia w Niemczech - przepis na Currywurst

Norwegia: 

Rosja: 
Rosyjskie Śnadanie - "bliny, kawior, Łomonosow"

Szwajcaria:
Szwajcarskie Blabliblu - Co można zrobić z sera? 

Szwecja:

Wielka Brytania: 

Włochy: 

Wietnam:
 Wietnam.info - Kuchnia wietnamska

26 komentarzy:

  1. Nigdy nie byłam w Wielkiej Brytanii i nie jadłam typowego dla tego kraju jedzenia. Kiedyś na wakacjach miałam okazję dostać english breakfast i powiem, że fasolka była całkiem w porządku, ale czy leżała obok tej tradycyjnej? Nie mam pojęcia :) Ciasteczka ze świni mnie nie przekonują, choć z drugiej strony może to coś na kształt pasztecików? Może kiedyś będę miała okazję spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi było obiecane English Breakfast ale nie doczekałam ;) Ale jak sobie przypomnę fasolkę, którą jadłam to jakoś specjalnie nie żałuję ;) Paszteciki zdecydowanie lepsze, ale może nie-marketowe pork pies by uszły...

      Usuń
  2. Chyba najlepsze jest to, że w większych angielskich miastach można spróbować potraw na poziomie z całego świata, autentyczną kuchnię indyjską, tajską, arabską... smaczne dania kojarzące mi się typowo z kuchnią angielską to chyba różnego rodzaju ciasta, ciasteczka i "paje". No i pieczywo chyba jest niezłe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta różnorodność jedzenia to duży plus, tym bardziej, że 'popisową' rybą z frytkami ciężko się chwalić ;) Z pieczywem jestem na nie, a po ciasta wybrałabym się w kulinarną podróż, może tym by mnie kupili ;)

      Usuń
  3. O tak, mnie też brak zwykłego chleba dał się we znaki. Nie wiem, jak można w kółko jeść płatki z mlekiem lub tosty z dżemem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! wszędzie płatki i tosty, można podziwiać ;)

      Usuń
  4. W pewnym okresie bywalam w Londynie sporadycznie na targach turystycznych i na ogol wieczorem chodzilismy do wloskich restauracji. Pewnego razu nalegalam by pojsc do brytyjskiej restauracji... polecono nam ponoc dobra (i dosc droga) . Zamowilam jakies danie, ktorego nazwa rzucila mi sie w oczy, bo ja pamietalam z ktorejs z ksiazek Agaty Christie... to byla ochyda, nie zjadlam . Jakos te ich smaki mi zupelnie nie leza.. Potem juz nigdy nie moglam przeforsowac innych eksperymentow kulinarnych wsrod kolegow z pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniało mi się jak byłam w angielskiej restauracji - zdawała się całkiem na poziomie. Zamówiłam wątróbkę i to danie znalazło się na samym szczycie najbardziej niedobrego jedzenia jakie kiedykolwiek spróbowałam (nie potrafiłam się zmusić, żeby zjeść w całości..). Jednak kuchnie innych państw rulezz ;)

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszne spostrzeżenie. Pod każdym względem lepiej nie wzorować się na Brytyjczykach w kwestii jedzenia.

      Usuń
  6. Zaraz po maturze spędziłam kilka miesięcy w Anglii i ze zgrozą myslę o tamtejszym jedzeniu...masz rację, szczególnie odczuwa się brak smacznego chleba. Za to brytyjskie śniadanie, nawet z fasolką, całkiem mi smakowało!

    alessandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli znasz ten ból, albo raczej radość po powrocie do kraju ;D Dobrze, że chociaż brytyjskie śniadanie było OK ;)

      Usuń
  7. English Breakfast często jem w Polsce z polskimi produktami- jest świetne! A fasolkę uwielbiam! Znalazłam nawet u nas w marketach taką gotową w puszce już z sosem pomidorowym- oboje z mężem jesteśmy jej fanami ;) Kiełbaski szczególnie wymagają zastąpienia polskim odpowiednikiem- były gorsze niż nasze najgorsze parówki jakie jadłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest myśl, żeby sobie przyrządzić samemu z naszych produktów.. Myślę, że jest duża szansa, że będzie smacznie :D

      Usuń
  8. Nigdy nie jadłam tradycyjnych angielskich potraw, ale słyszałam od znajomych, że nie są najlepsze. Wiem, czego unikać, jak się tam kiedyś w końcu wybiorę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brytyjczycy najczęściej polecają 'gastropub'-podobno w takich miejscach można najsmaczniej zjeść.. może właśnie tam odczarowują niedobre jedzenie ;)

      Usuń
  9. Właśnie! Jeśli chodzi o tradycyjne potrawy angielskie, to lubię rybę z frytami (bo libię i rybę i frytki), ale nie wiem dlaczego jak spróbowałam takiej oryginalnej z budki na wybrzeżu, to miałam wrażenie, że nie ma smaku. Zaletą jest to, że w GB jest mnóstwo różnych barów i restauracji z całego świata na naprawdę topowym poziomie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba większość narzeka na fish and chips na wyspach. Nastawiałam się nie wiem na co wiedząc, że to ich narodowe danie, a oni jak zwykle mnie nie zawiedli i nie smakowało. Ta różnorodność kuchni z całego świata to zdecydowanie zaleta:)

      Usuń
  10. Pieczywo często jest problemem. Ja nie wiem, co oni (czytaj: Holendrzy, Anglicy) dodają do tych bułek, że są gorzkie i wręcz szczypią w gardło, język... i to bułki maślane, które nawet dzieci jedzą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bułek maślanych nie próbowałam, ale zepsuć prawie każdy chleb to też jest popis! W takim razie współczuję Ci obcowania z takim pieczywem na co dzień..

      Usuń
  11. Oh, widzę, że Anglia i Szkocja tak bardzo się między sobą nie różnią i mogą sobie w tym temacie podać rękę. Powiem tak - byłam tu kilka razy na jedzeniu poza domem i raz mi smakowało (wrap z Burger Kinga ;D). Fastfoody są paskudne (KFC stoi puste i się nie dziwię, te ich kury to jakaś porażka), jedyna w mieście naleśnikarnia serwuje sucholce z olbrzymią ilością tłuszczu i cukru, a i burgery z bardziej ąę knajpki są takie se i nie umywają się do tych, które jadłam w Toruniu. Pie mięsne zjadłam raz i nigdy już tego nie tknę, totalnie nie mój smak. Także zostaje mi tu tylko gotowanie w domu, bo na mieście nie ma co jeść :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie wiem co czujesz... ehh ta Wielka Brytania.. dobrze, że możesz sobie dogadzać swoją kuchnia ;))

      Usuń
  12. Apropos obierków z ziemniaków, to znam fajny sposób na przygotowanie ich jako przekąskę zamiast tradycyjnych frytek. Smażymy w głębokim oleju i doprawiamy. O wiele smaczniejsze niż fryty i bardzo chrupiące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdawałam sobie sprawy z takiej 'lokalnej' przekąski ;) serio smaczne to?

      Usuń
  13. Oj coś w tym jest jeśli mowa o angielskich kucharzach:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń