Przechodząc do dzisiejszego tematu - zdecydowałam, że opiszę to co było i jest najpiękniejsze dla mnie w znajomości języka angielskiego i jego nauce (innych i siebie).
1. Dziecięca fascynacja angielskim
Przygodę z angielskim zaczęłam w wieku sześciu lat w klasie '0'. Na zajęciach dużo graliśmy, śpiewaliśmy i bawiliśmy - wiadomo, w tym wieku standard ;) Nie zapomnę jak używając rekwizytów wypowiadaliśmy zdania jako roboty w czasie Present Continuous, wykonując przy tym odpowiednie gesty - np. w czepku kucharskim robot-dziecko mówiło: 'I am cooking, I am cooking ' udając, że miesza ciasto.
Dużym bonusem były rekwizyty (props) prosto z teatru - nasza pani od angielskiego miała męża, który tam pracował :)
Oprócz gier uwielbiałam piosenki. Na magnetofonie słuchałam w domu tego, czego uczyliśmy się na lekcjach. A moja ulubiona pora na śpiewanie była tuż przed snem, tak więc zadręczałam (nagged) wtedy brata, śpiewając m.in. piosenkę 'Ten in the bed'.
2. Przyjęcie na studia
Kiedy moje plany dotyczące przyszłości skrystalizowały się - kiedy byłam pewna, że chcę studiować anglistykę, trochę musiałam podciągnąć się z angielskiego, żeby dostać się na studia.
Dzień ogłoszenia listy przyjętych był dla mnie wyjątkowy - zobaczenie swojego nazwiska na liście było spełnieniem marzeń. Byłam strasznie podekscytowana i szczęśliwa! (I was thrilled to bits!)
3. Samotna podróż
Nie był to mój pierwszy pobyt w Wielkiej Brytanii, jednak to właśnie po pierwszym roku studiów nabrałam pewności w języku. Nie bałam się samotnej podróży, wiedziałam, że prosząc o pomoc pracownika kolei, udzieli mi informacji, które zrozumiem. Wtedy miałam też poczucie, że bycie miłym i grzecznym anglikom przychodzi łatwiej niż polakom. Pozory?
4. Zauważenie progresu
Kiedy moja mama uczęszczała na kurs j.angielskiego, prosiła mnie czasem o pomoc w niektórych zadaniach. Przypominam sobie m.in. filmiki dołączone do jej podręcznika. Nie pamiętam dokładnie na jakim etapie języka wtedy byłam, wiem jednak, że mimo dobrej znajomości i ogólnego zrozumienia tekstu nie rozumiałam wszystkiego. Kiedyś miałam problemy ze zrozumieniem słuchanek i irytowało mnie strasznie kiedy nie rozumiałam KAŻDEGO SŁOWA. To do czego dążę w tym akapicie to to, że po jakimś czasie wracając do tych samych materiałów z podręcznika mojej mamy rozumiałam wszystko. Nie ważne ile trwało to, aby dojść do tego momentu przełomowego (breakthrough), ważne że miał on miejsce :)
5. Korzystanie z języka nie wychodząc z domu
Możliwość obejrzenia serialu lub filmu w j. angielskim to potrójna radość. Radość z oglądania, z rozumienia języka i możliwości doszkalania. To samo dotyczy słuchania angielskiego radia, czytania książek i gazet w j. angielskim. Fajny jest też fakt, że to powszechnieje i nie jest potem niczym nadzwyczajnym, mózg przestawia się na inny język i po prostu robi swoje (carry on as usual)... ;)
6. Poznawanie kultury i poszerzanie wiedzy z różnych dziedzin
W podręcznikach jest mnóstwo ciekawych artykułów (zależy też od podręcznika;), z których można się dowiedzieć interesujących faktów. Dzięki samym podręcznikom sięgałam po brytyjskie seriale, oglądałam brytyjskie programy, albo wynajdywałam dodatkowe informacje na dany tematu. Najbardziej inspirujące (inspirational) są dla mnie świeże, autentyczne losy nietypowych jednostek. Nie mówiąc już o artykułach w j. angielskim w internecie;)
7. Bardzo dobre wyniki moich uczniów
Nieodłączna część mojej pracy to testy i egzaminy moich uczniów. Jeśli egzaminy idą świetnie, satysfakcja jest podwójna - cieszą się nie tylko uczniowie, ale też ja!
8. Radość podczas lekcji
Radość najbardziej widoczna jest u dzieci, kiedy uczą się grając, a u mnie kiedy słyszę, że jestem najmilszą panią. Generalnie, jeśli z lekcji zadowoleni są uczniowie (niezależnie od wieku!), ja cieszę się podwójnie :)
9. Język jako środek
Zdobywając w tamtym roku na wakacjach szczyt Olimpu, spojrzałam na znajomość angielskiego trochę inaczej niż wcześniej. Turystów w tamtych górach jest zdecydowanie mniej niż na przykład w Tatrach, i nie dość, że witanie się jest na porządku dziennym, to jeszcze dochodzą do tego rozmowy. Piękne były pogawędki na szlaku, w schronisku i w drodze na szczyt (on the way to the summit). Oprócz tego, że można było dowiedzieć się ile czasu schodzi dojście do celu, można było, choć w małym stopniu, dowiedzieć się czegoś więcej o spotkanych osobach. My trafialiśmy na turystów, którzy na szczęście znali płynnie angielski :)
10. Możliwość i potrzeba ciągłego rozwoju
Jak to z językami bywa, trzeba ich używać, żeby nie zapominać. Stanowi to czasem nie lada wyzwanie (it is quite a challenge), ale tak naprawdę wszystko jesteśmy w stanie sobie zorganizować. Ciągle jest jeszcze tyle słów do nauczenia; tyle podcastów do przesłuchania i seriali do obejrzenia!
Zapraszam na kolejne dni wyzwania! :)
--------------------------------------------
Przypominam o wakacyjnym konkursie (klik).
Źródło zdjęcia:
ysksmz / Foter / CC BY-SA
Podoba mi się, jak motywujesz mój mózg do nowych słówek, wplatając je (jakby nigdy nic) w swój tekst! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ten chwyt przypadł Ci do gustu :)
UsuńŚwietna notka! A pomysł z wplataniem angielskich zwrotów w tekst jest rewelacyjny :)))
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki :))
UsuńDo angielskiego nigdy nas nie ciągnęło, mamy nadzieję, że zakończyłyśmy już swoją przygodę z tym językiem. Jesteśmy za to rusycystkami :)
OdpowiedzUsuńTa nadzieja w oczach anglistki nie brzmi dobrze ;) ale Was rozumiem, bo ja nigdy nie przepadałam za niemieckim, chociaż teraz już nie odczuwam awersji :)
UsuńOjej, ja udzielam korków z polskiego. I też lubię, kiedy moi uczniowie robią postępy, gdy coś któremuś źle pójdzie, zawsze się najpierw zastanawiam czy to oby na pewno nie moja wina? Czy przedstawiłam temat jasno i przystępnie? A potem dopiero analizuję ucznia, czy może jest głupi lub leniwy? (haha żart, aż tak nie ;) moi uczniowie nie są raczej głupi, ale może trochę leniuszki, co niektórzy :)
OdpowiedzUsuńUczysz polaków czy ludzi zza granicy? :) Co do małych postępów - jak mówią, wszyscy są w stanie nauczyć się języka obcego, skoro nauczyli się ojczystego ;) A co do widocznych postępów, miło brać nam je na siebie, ale tak naprawdę nauczyciel nie nauczy się za ucznia, może go tylko ukierunkować.
UsuńNo tak, źle nazwałam, nie korki a lekcje polskiego - uczę Hiszpanów, mieszkam w Hiszpanii :) Taki skrót myślowy. Jest dokładnie tak jak mówisz, z tym że w przypadku porażek edukacyjnych staram się najpierw popatrzeć na siebie - czy zrobiłam wszystko dobrze jako lektorka. Na szczęście w większości przypadków sami uczniowie się przyznają, że "tym razem nie mieli czasu powtórzyć, ale na następne zajęcia..." :P
UsuńRozumiem to, u mnie też nie obchodzi się bez analizy... Ciekawa jestem skąd u Hiszpanów zapotrzebowanie na j.polski? :) a przy porażkach zawsze możesz mieć gotowe wytłumaczenie; polski jest jednym z najtrudniejszych języków.. ;) dlatego tym bardziej potrzebna jest systematyczność..
UsuńZapotrzebowanie: 1. druga połówka z Polski (ale która nie ma zawzięcia do nauczania polskiego). 2. przekonanie o świetnej karierze w UE ze znajomością polskiego (co jak co, ja tam uważam, że lepiej się nauczy Polak hiszpańskiego niż Hiszpan polskiego, ale dla mnie tym lepiej). 3. druga połówka z Polski (to najczęstszy przypadek, dlatego powtarzam ;)) 4. chęć nauki jakiegoś "egzotycznego" języka, ale chiński i japoński mają dziwne znaczki, arabski też, rosyjski też, a spośród wszystkich języków słowiańskich i bałtyckich to widocznie polski wygrywa (a ja dzięki temu mam na waciki). :)
UsuńZ drugą połówką domyślałam się .. ;) ale z karierą w naszej unii - nie wpadłabym, choć połączenie znajomości polski-hiszpański złe pewnie nie jest.. :) najlepsza jest chęć nauki 'egzotycznego' języka, zastanawia mnie czy taka motywacja może być wystarczająco dobra, żeby płynnie opanować j. obcy.
Usuń